Nie przyszli po to, po się po prostu pobawić, potańczyć, nacieszyć fajną atmosferą. Przyszli nabuzowani, po meczu Widzewa, w jednym celu: zrobienia zadymy.
Pod byle pretekstem zaczepiali bawiących się studentów, kłócili się na straganach, zaczęli je okradać, demolować. Przeciwko kilkunastoosobowej grupie zadymiarzy wezwano około 50 funkcjonariuszy. W miasteczku parkowały kolejne wozy i wysypywali się z nich uzbrojeni po zęby policjanci. Ale ich pełny rynsztunek bynajmniej nie wywołał respektu. Oddział mundurowych, wyposażony w strzelby i tarcze, tylko rozjuszył rozbojarzy.
Rozpętała się regularna wojna pomiędzy policją a pseudokibicami. Ci drudzy rzucali w funkcjonariuszy kontenerami ze śmieciami, kamieniami, kawałami płyt chodnikowych, butelkami. Jako osłon używali parasoli z ogródków piwnych. W pewnym momencie wszystko wymknęło się spod kontroli…
Monika przyszła na juwenalia do swojego chłopaka
Monika miała 23 lata. Od niedawna mieszkała ze swoim chłopakiem, dwa lata starszym od niej Darkiem. Jak mówił później Dariusz, poszła na juwenalia dlatego, że on pracował w klubie studenckim jako ochroniarz. Była z nim w środku, ale wyszła. Na chwilę. Ta chwila wyjątkowo się przedłużała. Dariusz stał na bramce, ale zaniepokojony postanowił zadzwonić do Moniki na komórkę. Nie odebrała. Ale odebrał ktoś inny. W słuchawce odezwał się męski głos. Mówił rzeczy straszne. Przekazał, że dziewczyna Darka leży w kałuży krwi. Dariusz nie czekał ani sekundy dłużej. Wybiegł z klubu, jak szalony. Dowiedział się, że Monika została już zabrana do szpitala.
W tym czasie na terenie studenckiego miasteczka trwała prawdziwa bitwa. Funkcjonariusze dostali rozkaz strzelania do zadymiarzy gumowymi pociskami. Końca rozróby nie było widać, za to kończyła się amunicja. Dowódca przez radiostację próbował ustalić, w którym komisariacie może uzupełnić braki. Najbliżej było do siedziby łódzkiej drogówki. Policjanci pojechali po dostawę. Patrole otrzymywały pociski ze stalowej, tzw. alarmowej szafy. To właśnie wtedy doszło do tragicznej pomyłki. Dyżurna policjantka, wówczas zaledwie 25-letnia Małgorzata Z., rozdała funkcjonariuszom 25 sztuk amunicji z ostrymi, nie gumowymi, pociskami. Policjanci załadowali nimi broń. Zanim się zorientowali, zdążyli wystrzelić sześć razy. Kule trafiły trzy osoby. Jedna przestrzeliła głowę 23-latki. Druga kula trafiła 19-letniego Damiana. Trzecia pogruchotała twarz 19-letniego Mateusza. W sumie poszkodowanych wtedy zostało 47 osób.
Strzelanina na juwenaliach. 32 godziny walczyła o życie
Monika trafiła do łódzkiego szpitala około godziny trzeciej. Najpierw na operację, potem na oddział intensywnej opieki medycznej. Nastąpiła śmierć pnia mózgu. Oddychały za nią maszyny. Lekarze czekali 32 godziny, by organizm zareagował na leki. Nie udało się. Ale personel szpitala dowiedział się w tym czasie innej, bardzo ważnej rzeczy. Około miesiąc wcześniej Monika powiedziała swojej babci o tym, że ma zamiar oddać po śmierci swoje organy do przeszczepu.
W tym czasie na terenie studenckiego miasteczka trwała prawdziwa bitwa. Funkcjonariusze dostali rozkaz strzelania do zadymiarzy gumowymi pociskami. Końca rozróby nie było widać, za to kończyła się amunicja. Dowódca przez radiostację próbował ustalić, w którym komisariacie może uzupełnić braki. Najbliżej było do siedziby łódzkiej drogówki. Policjanci pojechali po dostawę. Patrole otrzymywały pociski ze stalowej, tzw. alarmowej szafy. To właśnie wtedy doszło do tragicznej pomyłki. Dyżurna policjantka, wówczas zaledwie 25-letnia Małgorzata Z., rozdała funkcjonariuszom 25 sztuk amunicji z ostrymi, nie gumowymi, pociskami. Policjanci załadowali nimi broń. Zanim się zorientowali, zdążyli wystrzelić sześć razy. Kule trafiły trzy osoby. Jedna przestrzeliła głowę 23-latki. Druga kula trafiła 19-letniego Damiana. Trzecia pogruchotała twarz 19-letniego Mateusza. W sumie poszkodowanych wtedy zostało 47 osób.
Strzelanina na juwenaliach. 32 godziny walczyła o życie
Monika trafiła do łódzkiego szpitala około godziny trzeciej. Najpierw na operację, potem na oddział intensywnej opieki medycznej. Nastąpiła śmierć pnia mózgu. Oddychały za nią maszyny. Lekarze czekali 32 godziny, by organizm zareagował na leki. Nie udało się. Ale personel szpitala dowiedział się w tym czasie innej, bardzo ważnej rzeczy. Około miesiąc wcześniej Monika powiedziała swojej babci o tym, że ma zamiar oddać po śmierci swoje organy do przeszczepu.
Nie udało się ustalić, kto oddał śmiertelne strzały. Sąd uznał, że wina policjantów była nieumyślna. Ale nie miał też wątpliwości, że przez niedopełnienie obowiązków, a także inne błędy popełnione tragicznej nocy przez policjantów, doszło do tragedii. Policjanci zostali skazani na kary od roku do roku i 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na odpowiednio 3 i 4 lata. Sąd apelacyjny uchylił wyrok wobec Radosława S.
Juwenalia. Mija 20 lat od tragedii
Dziś, w 20 rocznicę od tragedii, na Julianowie, gdzie kiedyś mieszkała rodzina Moniki, starsi sąsiedzi wciąż o niej pamiętają. Mówią, że we Wszystkich Świętych zapalają znicz na jej grobie. — Tyle lat już minęło — przyznają — ale to był straszny szok. Taka młoda dziewczyna, miała przed sobą całe życie. Rodzina Moniki nie chce już wracać do tamtych potwornych dni. Z bliskimi Damiana nie udaje nam się skontaktować.
Tuż po juwenaliach w marszu solidarności z ofiarami tragicznych wydarzeń przeszło ulicami Łodzi 5 tysięcy osób. Wśród nich byli bliscy zabitych. Mama Damiana, choć unikała ludzi, zjawiła się na manifestacji, wzięła udział w mszy w intencji syna. O Damianie jego znajomi nie pozwolili powiedzieć złego słowa. Wspominali, że był kibicem, ale spokojnym, twierdzili, że nie było w nim agresji.
Dariusz, chłopak Moniki, wyrzucał sobie, że pracował przy ochronie innych ludzi, a jej uchronić nie zdołał. Mówił, że Monika była jego Promykiem. Nadzieją na piękną przyszłość. Taka była przed nimi. Dariusz rozglądał się za pierścionkiem zaręczynowym, chciał się oficjalnie oświadczyć. Monika go właściwie wyprzedziła. To się stało niedługo przed tragedią. Gdy przyszedł do domu, czekała na niego kolacja i szampan. Usłyszał wtedy, że go kocha, że chce z nim być do końca życia.
Na pogrzebach obu ofiar strzelaniny było po kilkaset osób. Damian spoczął na łódzkim Olechowie. Żegnali go kibice, ale było bardzo spokojnie. Obiecali to rodzinie Damiana przed pogrzebem. Nawet nie zabrali ze sobą szalików klubowych.
Monikę pochowano na cmentarzu na Radogoszczu. Jak informował portal lodz.naszemiasto spoczęła w grobie w ślubnej sukni. Tej, w której nie zdążyła stanąć przed ołtarzem ze swoim ukochanym. Jej młodą twarz przykrywał biały welon…