Brakuje słów, żeby odpisać piekło, jakie przeszły te małe dzieci. Wszystko wydało się po tym, jak Piotruś po kolejnym pobiciu stracił przytomność i przestał oddychać. W krytycznym stanie trafił do zielonogórskiego szpitala. Lekarze podjęli walkę o jego życie. Ale przegrali ją.
O całej sprawie, została powiadomiona policja. W lutym 2024 r. mundurowi zatrzymali Monikę M. i jej konkubenta, Marcina G.Po pobiciu bracia decyzją sądu rodzinnego w Głogowie zostali skierowani pod opiekę rodzin zastępczych. Podejrzani rodzice trafili natomiast przed oblicze prokuratora, gdzie usłyszeli zarzut fizycznego i psychicznego znęcania się nad synami. Decyzją głogowskiego sądu wysłano ich za kraty.29 maja Sąd Okręgowy w Legnicy postanowił nie przedłużyć aresztu matce dzieci i Monika M. wyszła na wolność. Kobieta zdecydowała się na rozmowę z naszym reporterem i opowiedziała swoją wersję tego, co się działo w jej domu. Matka Piotrusia tłumaczyła nam, że nie zabiła Piotrusia i nie jest morderczynią.
Przybrana mama zakatowanego Piotrusia. «Te słowa bolą»Państwo Krell nie mogą pogodzić się ze śmiercią Piotrusia, którego z mężem pokochała jak własnego syna. Gdy malec walczył w szpitalu o życie, nikt z biologicznej rodziny go nie odwiedził. —Nie wiem, czy mama nie biła dzieci, ciężko mi to stwierdzić. Wiem jednak, że patrzyła na to, że tata bił je w domu. Wiem, że miała codziennie możliwość, aby odejść od niego razem z dziećmi — mówi pani Joanna.— Skoro widziała i pozwalała na to, aby on znęcał się nad dziećmi, to jest tak samo winna. Powinna siedzieć w więzieniu. Kto nie udziela pomocy osobie rannej, odpowiada za nieudzielenie pomocy — podkreśla nasza rozmówczyni. – A ona? Dzieci były ranne niejednokrotnie. Czy udzieliła pomocy? Czy szukała pomocy? — pyta poruszona przybrana mama Piotrusia.
— Mam takie wewnętrzne pytanie, czy cokolwiek się zmieni? Czy śmierć Piotrusia będzie kolejną śmiercią niewinnego dziecka, które cierpiało przez całe swoje króciutkie życie, czy wreszcie któryś odpowiedzialny dorosły powie dość! — dodaje na koniec ze łzami w oczach pani Joanna Krell.
Mały Piotr zmarł trzy miesiące po pobiciu, w maju 2024 r. Przez ten czas większość dni spędził w szpitalu. Raz wypisano go z placówki, ale po trzech tygodniach do niej wrócił, bo cały czas miał problemy ze zdrowiem. Zmarł po kolejnej zapaści. Przez cały okres jego walki o życie opiekowała się nim rodzina Joanny Krell.
Czytaj także: