Na to spotkanie wiele osób czekało z niecierpliwością. W czwartek 11 lipca w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Gdańsku Brętowie pojawił się ojciec John Bashobora. Mówi się, że duchowny z Ugandy miał uzdrowić tysiące osób, a kilkadziesiąt przywrócić do życia. Co się działo podczas spotkania z ojcem Bashoborą w Gdańsku i na czym polega jego fenomen? Postanowiliśmy to sprawdzić i udaliśmy się tam z kamerą.
Ojciec John Bashobora po raz pierwszy do Polski przyjechał w 2007 r. Od tamtej pory przyjeżdża do naszego kraju cyklicznie. Mówi się, że duchowny z Ugandy, miał uzdrowić tysiące osób, a kilkadziesiąt przywrócić do życia. Niektórzy wierni wierzą w jego nadnaturalną moc, inni nastawieni są do nauk i praktyk sceptycznie.
Uzdrowiciel ojciec Bashobora w Gdańsku. Byliśmy tam z kamerą
W czwartek 11 lipca pochodzący z Ugandy duchowny znowu zawitał do Polski. Jego pierwsze spotkanie z wiernymi odbyło się w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Gdańsku Brętowie. «Fakt» udał się tam z kamerą, by sprawdzić, na czym polega fenomen ojca Bashobory.
Już na długo przed rozpoczęciem spotkania przed kościołem zbierali się wierni. Przybyło wiele starszych osób, również schorowanych. Ale nie tylko. W kościele nie brakowało również młodych ludzi, matek z małymi dziećmi i młodzieży. Czuć było atmosferę oczekiwania i napięcia przed wejściem ojca Bashobory. Na twarzach wiernych malowała się radość i nadzieja.
Jeszcze zanim duchowny z Ugandy pojawił się w świątyni, próbowaliśmy z nim porozmawiać. Proboszcz parafii ks. Krzysztof Ławrukajtis poinformował nas jednak, że ojciec Bashobora nie udzieli nam żadnego wywiadu. Wyjaśnił, że media wyrządziły mu wiele krzywd, niesłusznie robiąc z niego «szarlatana», w związku z czym ojciec unika rozmów z dziennikarzami.
Kilka zdań zamieniła z nami za to siostra Tomasza Potrzebowska, najbliższa współpracownica ojca Bashobory w Polsce. Zakonnica powiedziała, że po raz pierwszy spotkała duchownego w 2008 r., kiedy pomagała w zorganizowaniujednego z jego spotkań w Warszawie. To właśnie wtedy nawiązała się ich trwająca do dziś współpraca.
Siostra Tomasza w gdańskim kościele rozdawała książki autorstwa ojca Bashbory, pt. «W małżeństwie doświadczajcie miłości Boga. Treści konferencji wygłoszonych podczas rekolekcji dla małżeństw».
— Ja jeżdżę z ojcem Johnem i piszę te książki. Wszędzie jeżdżę z ojcem od 15 lat. Mam taką misję — powiedziała «Faktowi» siostra Tomasza.
«Ciało będzie w dużej trumnie»
Około godz. 15:00 w końcu nastąpił długo oczekiwany moment. Do kościoła w asyście swojego tłumacza i proboszcza parafii wkroczył ojciec Bashobora. Jego pojawienie się wywołało olbrzymi entuzjazm wśród zgromadzonych, a w świątyni zapanowała euforia.
Duchowny był skromnie ubrany i przemawiał do wiernych prostym językiem. Chodził między ławkami w kościele, żartował, a nawet uczył niektórych zwrotów w języku suahili. Przypominał o najważniejszych wartościach w życiu. W pewnym momencie powiedział coś, co bardzo poruszyło wiernych.
— O co się zazwyczaj troszczymy? O ciało: włosy, oczy, paznokcie. Bo w niedzielę, zamiast się modlić, mówimy: kochanie, nie idę dzisiaj do kościoła, bo muszę coś zrobić z włosami. Idę do kosmetyczki. Powiedzcie, ile pieniędzy wydajecie, kiedy idziecie do salonu kosmetycznego? Po co? Na co to wydajecie? Włosy? Twarz? Nawet nie na zęby. Masaż, paznokcie. Czy jesteśmy poważni? A kiedy umrzesz, co się dzieje? Ciało będzie w dużej trumnie. A musimy troszczyć się o to, co nie umrze, czyli o naszego ducha — mówił ojciec Bashobora.
Duchowny zwrócił się też z pytaniem do zgromadzonych, czy zmagają się z jakimiś chorobami. Dopytywał, czy są wśród nich osoby cierpiące na nowotwory, stany zapalne, cukrzycę, choroby kobiece, psychiczne, depresję, stany lękowe, a nawet czy są osoby zmagające się z prześladowaniem w pracy. Po każdym z tych pytań wiele osób podnosiło dłonie lub odpowiadało twierdząco. W pewnym momencie ojciec Bashobora poprosił, by wierni położyli swoje dłonie na głowach osób stojących obok.
W świątyni zapanowała atmosfera skupienia, wszyscy posłusznie wypełnili prośbę ojca Bashobory. Duchowny mówił, że w ten sposób uzdrawiamy siebie swoją miłością. Podczas spotkania nie było jednak momentu, w którym duchowny sam podjąłby się próby uzdrowienia konkretnych osób.
«Wiem, że muszę zmienić swoje życie»
Kiedy spotkanie z ojcem Bashoborą dobiegło końca, zapytaliśmy parafian o ich wrażenia.
— Przyjechałem tutaj z moim teściem, który jest bardzo ciężko chory. Ma guza mózgu. Sam mam nadzieję na to, że to spotkanie mi również pomoże. Czasami potrzebne jest takie «uderzenie», kogoś takiego jak ojciec John, żeby zastanowić się and sobą. Przypomnieć sobie o najważniejszych wartościach. Ja po tym spotkaniu wiem, że muszę zmienić swoje życie — powiedział nam jeden z uczestników spotkania.
Kolejną osobą, z którą rozmawialiśmy, był młody mieszkaniec Gdańska. Mężczyzna wyznał poza kamerą, że cierpi na chorobę dwubiegunową i jest uzależniony od narkotyków, hazardu oraz alkoholu. Przez to rozpadło się jego małżeństwo. Powiedział, że w spotkaniu z ojcem Bashoborą uczestniczył już po raz drugi. Przybył na nie, ponieważ ma nadzieję, że pomoże mu to w walce z jego chorobą i nałogami. Dodał, że podczas spotkania z duchownym w pewnym momencie poczuł dziwny ucisk w gardle. Nie potrafił wyjaśnić, czym było to spowodowane.
Nie wszyscy jednak mieli pozytywne wrażenia po spotkaniu z ojcem Bashoborą. Jedna z seniorek opuszczała kościół wyraźnie rozczarowana.
— Może to działa na ludzi w Afryce, ale na mnie w ogóle nie zrobiło wrażenia. Takie ogólniki mówił, oczywiste rzeczy, spodziewałam się czegoś więcej. Myślałam, że ojciec będzie dokonywał uzdrowień, a nic takiego się nie wydarzyło. Na kolejne takie spotkanie raczej się już nie wybiorę — mówiła pani Krystyna z Gdańska.
Kolejne spotkania z ojcem Bashoborą zostały zaplanowane w dniach 12-14 lipca w Hali Olivia w Gdańsku. Koszt biletów to 120 zł.
/14
Ojciec Bashobora znowu odwiedził Polskę.
/14
Na to spotkanie wiele osób czekało z niecierpliwością.
/14
W czwartek 11 lipca w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Gdańsku pojawił się ojciec John Bashobora.
/14
Mówi się, że duchowny z Ugandy, miał uzdrowić tysiące osób, a kilkadziesiąt przywrócić do życia.
/14
Ojciec John Bashobora po raz pierwszy do Polski przyjechał w 2007 r. Od tamtej pory przyjeżdża do naszego kraju cyklicznie.
/14
Mówi się, że duchowny z Ugandy, miał uzdrowić tysiące osób, a kilkadziesiąt przywrócić do życia.
/14
Siostra Tomasza Potrzebowska, to najbliższa współpracownica ojca Bashobory w Polsce. Zakonnica powiedziała, że po raz pierwszy spotkała duchownego w 2008 r., kiedy pomagała w zorganizowaniu jednego z jego spotkań w Warszawie. To właśnie wtedy nawiązała się ich trwająca do dziś współpraca.
/14
Spotkanie z duchownym odbyło się w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Gdańsku.
/14
Około godz. 15:00 do kościoła w asyście swojego tłumacza i proboszcza parafii wkroczył ojciec Bashobora. Jego pojawienie się wywołało olbrzymi entuzjazm wśród zgromadzonych, a w świątyni zapanowała euforia.
/14
Duchowny był skromnie ubrany i przemawiał do wiernych prostym językiem. Chodził między ławkami w kościele, żartował, a nawet uczył niektórych zwrotów w języku suahili.
/14
— Powiedzcie, ile pieniędzy wydajecie, kiedy idziecie do salonu kosmetycznego? Po co? Na co to wydajecie? Włosy? Twarz? Nawet nie na zęby. Masaż, paznokcie. Czy jesteśmy poważni? A kiedy umrzesz, co się dzieje? Ciało będzie w dużej trumnie. A musimy troszczyć się o to, co nie umrze, czyli o naszego ducha — mówił ojciec Bashobora.
/14
Duchowny zwrócił się z pytaniem do zgromadzonych, czy zmagają się z jakimiś chorobami. Dopytywał, czy są wśród nich osoby cierpiące na nowotwory, stany zapalne, cukrzycę, choroby kobiece, depresję, stany lękowe, a nawet czy są osoby zmagające się z prześladowaniem w pracy.
/14
— Ja jeżdżę z ojcem Johnem i piszę te książki. Wszędzie jeżdżę z ojcem od 15 lat. Mam taką misję — powiedziała «Faktowi» siostra Tomasza.
/14
Nie wszyscy jednak mieli pozytywne wrażenia po spotkaniu z ojcem Bashoborą. Jedna z seniorek opuszczała kościół wyraźnie rozczarowana. — Może to działa na ludzi w Afryce, ale na mnie w ogóle nie zrobiło wrażenia. Takie ogólniki mówił, oczywiste rzeczy, spodziewałam się czegoś więcej— mówiła pani Krystyna z Gdańska.