Afera wokół gdyńskiego hospicjum. Kolejne osoby przerywają milczenie. Mówią o «niemoralnej propozycji» księdza

Kolejne osoby przerywają milczenie w sprawie Stowarzyszenia Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni. Dyrektorem placówki jest ks. Grzegorz Miloch. «Fakt» dotarł do osób z bliskiego otoczenia kapłana, które twierdzą, że zrobił on z hospicjum swój nepotyczny biznes. Teraz «Radio Zet» donosi o «niemoralnej propozycji», którą duchowny miał złożyć wolontariuszce z Trójmiasta. — Gdy wychodziłam rzucił desperacko «5, 10, 15 proc.? Dogadamy się» — opowiada kobieta.

Coraz więcej osób związanych z Hospicjum św. Wawrzyńca w Gdyni przerywa milczenie. Rozmówcy, do których dotarł «Fakt» zarzucają dyrektorowi stowarzyszenia, ks. Grzegorzowi Milochowi, że uczynił z hospicjum swój rodzinny biznes. Wprost mówią o nepotyzmie.

video

Gdynia. Afera w Hospicjum św. Wawrzyńca. Kolejne osoby przerywają milczenie

— Ks. Grzegorz Miloch od prawie 30 lat jednoosobowo zarządza stowarzyszeniem, z którego uczynił sobie prywatny folwark, swoją firmę. Członkami stowarzyszenia są m.in.: jego mama, wujek, ale także konkubina księdza, która w hospicjum jest zatrudniona, a także jej mama i brat. Sytuacja rodzinna księdza jest tajemnicą poliszynela. Wszyscy w hospicjum wiedzą, że ksiądz ma nastoletnią córkę z pracownicą, ale wokół tego tematu panuje dziwna zmowa milczenia — przekonuje nasz rozmówca, który prosi o zachowanie anonimowości.

Podkreśla, że jednoosobowa władza duchownego w stowarzyszeniu, pozwoliła mu wypracować mechanizmy, dzięki którym posiada dostęp do pieniędzy i całego majątku hospicjum.

— Przez wiele lat ksiądz przyjmował dary rzeczowe, sprzęty, rzeczy ruchome i nieruchome, pieniądze na wsparcie hospicjum, kasę w gotówce, wypożyczał sprzęt medyczny potrzebującym, rzekomo «nieodpłatnie». Sam posiada klucze do wszystkich puszek, kaset. Wraz z mamą i innymi zaufanymi osobami przez wiele lat liczył pieniądze. Zebrane do puszki kwoty w 99 proc. nigdy nie były liczone w obecności zbierającego czy wypożyczającego — zapewnia informator «Faktu».

Wiele osób — jak mówi nasz rozmówca — jest oburzonych sytuacją w hospicjum. Nikt jednak nie ma odwagi reagować. Dlaczego?

— Bo od razu jest «wyeliminowany» z pracy lub oczerniony, pomówiony, zgnojony jako człowiek. Wszyscy pracownicy, wielu współpracowników, gdańska kuria, niektórzy radni miejscy i wielu mieszkańców Gdyni doskonale znają sytuację z konkubiną, ale niestety występuje w tej sprawie zmowa milczenia i publiczna akceptacja tego stanu rzeczy — mówi nasze źródło.

Niemoralna propozycja. «5, 10, 15 proc.? Dogadamy się»

Ta zmowa milczenia zaczyna jednak pękać. Dziennikarz Radia Zet Radosław Gruca ujawnił szokującą rozmowę z kobietą, która działa jako wolontariuszka w Trójmieście i przez lata miała współpracować z Hospicjum św. Wawrzyńca.

Kobieta twierdzi, że ksiądz Miloch stawiał przed wolontariuszami «dziwne zadania». «Wskazywał na konieczność sfinansowania takich przedmiotów i produktów, które według organizatorów zbiórek wydawały się absolutnie nie do wykorzystania przez dzieci z hospicjum. Na pytania o to, co planuje z nimi zrobić udzielał wymijających odpowiedzi» — czytamy.

— W innych organizacjach, z którymi współpracowałam, nie było nigdy żadnych problemów z uzyskaniem odpowiedzi na każde pytania, a tu ksiądz wszystko utrzymuje w tajemnicy – mówi wolontariuszka w rozmowie z dziennikarzem rozgłośni.

Z relacji kobiety wynika, że księdzu Milochowi tak bardzo zależało na dalszej współpracy, że zaproponował jej… prowizję.

— Tak bardzo zależało mu na pieniądzach, że gdy wychodziłam rzucił desperacko «5, 10, 15 proc.? Dogadamy się». Ze łzami w oczach powiedziałam mu wtedy, że jeszcze się wahałam, ze względu na dobro dzieci, ale po zaproponowaniu mi tak nieuczciwego układu, nie chcę mieć już z nim nic wspólnego – wyznała informatorka Radia Zet.

Ksiądz Miloch zapytany o tę sytuację przez dziennikarza rozgłośni miał wszystkiemu zaprzeczyć.

«Proszę nie tykać tej sprawy»

Wraca również wątek obyczajowy, o którym niedawno pisał «Fakt». Nasi informatorzy zgodnie twierdzą, że ks. Miloch od wielu lat żyje w nieformalnym związku z kobietą, którą zatrudnia w hospicjum.

— Na początku jeszcze zachowywali pozory. Ona wchodziła i mówiła do księdza: «Szczęść Boże», a teraz po prostu wchodzi, jak do siebie. On jak tylko przychodzi, to idzie się u niej zameldować, jak wychodzi, to również idzie ją o tym poinformować. Jest u niej jakieś 50 razy dziennie. Ona często robi mu awantury. Ksiądz się wtedy chowa do swojego gabinetu, bo to jest taka jego metoda, że jak ona się denerwuje, to on ucieka. Atmosfera jest wtedy bardzo gęsta. On nie zachowuje się w ogóle jak jej szef. Zachowują się jak mąż i żona — relacjonowała informatorka «Faktu».

Twierdzi też, że ksiądz i jego rzekoma partnerka od lat spędzają razem urlopy.

— Przez wiele, wiele lat ich urlopy się absolutnie ze sobą pokrywały. Wszyscy o tym wiedzą, naprawdę cały personel o tym wie. Tak samo, jak o tym, że mają nastoletnią córkę — zapewnia nasza rozmówczyni.

Kierowani ważnym interesem społecznym po wysłuchaniu tych oskarżeń skonfrontowaliśmy je z księdzem. Nie przesądzając, jaka jest prawda, próbowaliśmy potwierdzić relacje naszych rozmówców u źródeł. Kiedy jednak ks. Miloch podczas rozmowy telefonicznej usłyszał pytania, wyraźnie zdenerwowany nakazał dziennikarce «Faktu» «nie tykać tej sprawy».

— Proszę tego tematu nie tykać. Pani chce oszkalować, bo to w modzie dzisiaj, kopanie księży. I kolejnego księdza chce pani skopać? Na podstawie jakichś pomówień, czy stworzonych złośliwości ludzkich? To są pomówienia, złośliwości jakiejś osoby. A jeżeli będziecie tykać jeszcze inne osoby, to będziecie mieli sprawę z tego powodu. Nie wolno tak wnikać i tworzyć historie o ludziach, którzy są poczciwi. Popełniacie państwo w tej chwili pewne wykroczenie. Odświeżacie stare jakieś sprawy, które ktoś kiedyś zasugerował i teraz co jeszcze wmówicie? — powiedział duchowny, a następnie rzucił słuchawką.

«Fakt» skontaktował się także z kobietą, o której mowa. Jej reakcja była niemal identyczna jak księdza Milocha.

— W tej sprawie chętnie spotkam się w sądzie. Dlaczego? Bo to oszczerstwa, fałszerstwa i pomówienia — powiedziała, po czym się rozłączyła.

Próbę rozmowy z rzekomą partnerką księdza podjął także dziennikarz Radia Zet Radosław Gruca.

«Po wysłuchaniu moich pytań, wpadła w furię. Wrzeszczała, że nie ma żadnych związków z księdzem, że ich wspólne urlopy były zawsze w większych grupach. Groziła mi sądem i policją, zapowiedziała konsekwencje prawne, a na koniec rzuciła słuchawką. Kiedy po publikacji naszego tekstu zamieściłem na portalu X wpis o groźbach, pisząc o niej «przyjaciółka» księdza… całkowicie zmieniła front. — A może mogłabym Panu się jakoś zrewanżować – pytała kobieta wyraźnie sugerując korzyści za usunięcie wpisu i rezygnację z tematu» — relacjonuje dziennikarz.

Nasuwa się pytanie, czy tak zachowują się osoby, które nie mają nic do ukrycia?

«Fakt» zwrócił się również do Archidiecezji Gdańskiej z pytaniem czy docierały do niej informacje na temat sytuacji rodzinnej księdza, jednak do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi w tej sprawie. Co ciekawe, rzecznik kurii przestał również odbierać telefony od naszej redakcji.

Prokuratura prowadzi postępowanie

W lipcu ub. r. dziennikarze Radia Zet ujawnili, że Prokuratura Rejonowa w Pucku wszczęła śledztwo, które ma wyjaśnić, czy w hospicjum w latach 2011— 2023 doszło do przywłaszczenia środków pieniężnych pochodzących ze zbiórek i darowizn.

W rozmowie z «Faktem» Jacek Chmielewski, szef Prokuratury Rejonowej w Pucku powiedział, że postępowanie toczy się w sprawie i że nikomu do tej pory nie przedstawiono zarzutów. Potwierdził jednak, że «niewątpliwie jedną z osób, której mogą ewentualnie zostać przedstawione zarzuty, jest dyrektor hospicjum».

— Materiał dowodowy, który do tej pory zgromadziliśmy, nie pozwala jednak jeszcze na jednoznaczne stwierdzenia w tej sprawie. Na pewno postępowanie jest dość dynamicznie prowadzone i jeżeli będą podstawy do tego, żeby postawić komuś zarzuty, to zrobimy to. Jesteśmy w fazie zaawansowanej, mamy na tyle bogaty materiał, że w przeciągu najbliższego miesiąca powinniśmy podjąć decyzję, jaki będzie finał tego postępowania — przekazał nam na początku kwietnia szef prokuratury.

Tymczasem Radio Zet, powołując się na źródła w prokuraturze, donosi, że ksiądz dotąd nie dostarczył jeszcze wszystkich dokumentów księgowych.

«Prokuratura szuka także informacji o sprzęcie rehabilitacyjnym dla pacjentów, którego wypożyczenie, choć oficjalnie było za darmo, stanowiło źródło dodatkowych dochodów, ponieważ rodziny pacjentów często rewanżowały się datkami, które trafiały bezpośrednio do księdza» — informuje Radio Zet.

/4

Kolejne osoby przerywają milczenie w sprawie Stowarzyszenia Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni.

/4

Dyrektorem placówki jest ks. Grzegorz Miloch. «Fakt» dotarł do osób z bliskiego otoczenia kapłana, które twierdzą, że zrobił on z hospicjum swój nepotyczny biznes.

/4

«Radio Zet» donosi o «niemoralnej propozycji», którą duchowny miał złożyć wolontariuszce z Trójmiasta. — Gdy wychodziłam rzucił desperacko «5, 10, 15 proc.? Dogadamy się» — opowiada kobieta.

/4

Prokuratura Rejonowa w Pucku wszczęła śledztwo, które ma wyjaśnić, czy w hospicjum w latach 2011— 2023 doszło do przywłaszczenia środków pieniężnych pochodzących ze zbiórek i darowizn. Postępowanie jest w toku.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *