Beata Tadla kilka tygodni temu wróciła do Telewizji Polskiej. Dziennikarka nie zajmuje się już tematami politycznymi. Została prowadzącą «Pytania na śniadanie» w duecie z Tomaszem Tylickim. W rozmowie z Jastrząb Post wyjaśniła, skąd ta nagła zmiana w jej drodze zawodowej.
To jest kolejny etap mojego zawodowego życia, który polega na całkowitej rezygnacji z tematów politycznych, z bieżączki, z publicystyki. Ja już dawno temu chciałam zrezygnować. (…) Przyszedł taki moment w życiu, kiedy poczułam się bardzo zmęczona polityką i politykami, więc po ponad trzydziestu latach chciałam odetchnąć
— powiedziała.
Do Beaty Tadli zadzwonił… Zbigniew Ziobro. Prosił o nietypową przysługę
Beata Tadla w rozmowie z Karoliną Motylewską opowiedziała o zaskakującym telefonie od Zbigniewa Ziobry, który prosił ją o przysługę. Sytuacja miała miejsce przed wygranymi wyborami przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r.
Kiedy czytam, że zostałam zdegradowana, to się przeciwko temu buntuję. To był mój wybór, że ja nie chciałam prowadzić programów informacyjnych. Nie chcę być już z tym kojarzona. Nie znaczy to jednak, że ona jest mniej ważna. Wpływ na życie o wiele większy będą miały tematy poruszane w «Pytaniu na śniadanie», aniżeli to, czy Wąsik z Kamińskim wejdą do Sejmu.
— Nigdy nie przyjęłam propozycji, żeby szkolić jakiekolwiek polityka. Chociaż oczywiście pojawiały się takie oferty. Często ludzie myślą, że jesteśmy sterowani z zewnątrz. Politycy do nas dzwonią i mówią, co my mamy głosić i robić. Jeszcze w TVP przed «dobrą zmianą» tylko raz odebrałam telefon od polityka. Był to Zbigniew Ziobro, który zadzwonił do mnie z prośbą o łagodne potraktowanie jednego z kandydatów, który jeszcze nie jest jeszcze tak wgryziony w politykę. Startował wtedy do Europarlamentu. Ten telefon na tyle mnie zdenerwował, że pomyślałam sobie, że właśnie jeszcze mocniej się przyłożę do tej rozmowy — podsumowała dziennikarka.