Ewelina Garczewska cierpiała na rzadką chorobę autoimmunologiczną— miastenię, powodującą duszności. Rodzina kobiety przekazała w mediach społecznościowych, że Ewelina szukała pomocy w dwóch szpitalach — w Bydgoszczy i w Koninie.
Nie żyje Ewelina Garczewska, wolontariuszka Szlachetnej Paczki
Ojciec 31-latki twierdzi, że w obu placówkach lekarze bagatelizowali objawy i niedostateczne zapoznali się z historią choroby jego córki. Głos w sprawie zabrała również kuzynka Eweliny, która szczegółowo opisała jej zmagania ze służbą zdrowia.
«Ewelina walczyła o swoje życie, jeździła i pukała do każdego szpitala w Polsce. Nigdzie jej nie udzielono pomocy! 5 maja udała się ze skierowaniem wydanym w trybie pilnym z prośbą o przyjęcie na oddział szpitala w Bydgoszczy, ponieważ tam jest oddział, który zajmuje się typowo leczeniem tej choroby. Usłyszała, że skoro nie przyjechała karetką i pod tlenem to jej stan jest dobry i ma czekać na przyjęcie na oddział. Jak można odesłać człowieka, który się dusi! Jak będąc lekarzem, można tak zbagatelizować fakt, udzielenia pomocy osobie młodej, która ma całe życie przed sobą?» — pisze zbulwersowana kobieta.
Sprawą zajmuje się prokuratura
Następnego dnia Ewelina z silnymi dusznościami zgłosiła się do szpitala w Koninie. Rodzina twierdzi, że tam podejrzewano ją o symulowanie objawów. 9 maja Ewelina zmarła po kilku godzinach duszenia się.
«Więc ja pytam jak to możliwe, żeby człowiek udusił się w szpitalu? A respirator… A gdzie opieka, którą rzekomo zapewnia się pacjentom. Uwierzcie mi czytając jej dokumentację nie było miejsca w którym Ewelina nie szukała pomocy! Była w szpitalu w Kaliszu, Warszawie, Łodzi, Wrocławiu… Wiec jakie zaniedbanie?? Gdzie miała jeszcze iść??!! Gdzie w naszym kraju ma udać się osoba potrzebująca pomocy?» — zastanawia się kuzynka zmarłej kobiety.
Na koniec wpisu dodała, że sprawą śmierci Eweliny zajmuje się prokuratura. Wolontariusze Szlachetnej Paczki w Kaliszu są wstrząśnięci śmiercią ich koleżanki.