Gdy rodzina chłopca w końcu usłyszała prawidłową diagnozę, na ratunek okazało się za późno. Pomimo intensywnego leczenia, przez błąd lekarzy, dwuletni Dax zmarł w ramionach zrozpaczonych rodziców.
Dwulatek doznał paraliżu twarzy podczas wycieczki do Disneylandu. Lekarze uspokajali
Rodzice w ramach niespodzianki urodzinowej dla córki zabrali dwójkę dzieci do Disneylandu w Paryżu. Gdy dotarli na miejsce ich wycieczkę zakłócił niepokojący incydent. Mama zauważyła, że coś stało się z twarzą jej dwuletniego synka Daxa. Połowa twarzy chłopca była sparaliżowana.
Zmartwieni rodzice zabrali go szpitala we Francji. Tam po badaniach lekarz stwierdził, że najprawdopodobniej jest to porażenie Bella, czyli samoistne porażenie nerwu twarzowego bez jednoznacznej przyczyny. Specjalista uspokoił małżeństwo twierdząc, że to nic poważnego i chłopiec może kontynuować wycieczkę. Zalecił jedynie wykonanie rezonansu magnetycznego po powrocie do domu, aby «wykluczyć wszystko inne».
Myśleli, że to niegroźne porażenie twarzy
Gdy tylko wylądowali w Szkocji, rodzina pojechała prosto do szpitala dziecięcego, gdzie Daxowi podano sterydy w celu leczenia porażenia Bella. Ale kilka tygodni później chłopiec «nagle poczuł się naprawdę słabo». Zaczął wymiotować, tracić równowagę i mieć trudności z chodzeniem w linii prostej.
Po przewiezieniu Daxa na ostry dyżur badania wykazały nerwiaka akustycznego — rodzaj nienowotworowego (łagodnego) guza mózgu. Miał «wielkość orzeszka ziemnego» a ponieważ nie był to nowotwór, kazano im «obserwować oraz czekać» i wrócić dopiero za trzy miesiące.
Diagnoza chłopca okazała się dramatyczna
Jednak zmartwieni rodzice nie chcąc tyle czekać znaleźli specjalistę chirurga w Stanach Zjednoczonych, który usunął guza. Jednak niedługo po zabiegu Dax zaczął krwawić z ucha. Rodzice zaalarmowali lekarzy, że coś jest nie tak, ponieważ było to po tej samej stronie co guz.
«Ale przez następne dwa tygodnie wielokrotnie mówiono nam, że to niemożliwe i że był to obcy przedmiot, który Dax wsadził w swoje ucho, a także infekcja. Podawano nam wiele różnych kropli do uszu i antybiotyków, ale nic nie działało» — opowiada mama chłopca.
W końcu Devon i Jonny zabrali swojego synka z powrotem do szpitala. Wtedy personel odkrył, że jego poziom tlenu był niski, a dwa dni później ich «świat naprawdę zaczął się rozpadać».Gdy wykonano kolejny rezonans magnetyczny okazało się, że guz powrócił i rósł bardzo agresywnie ostatecznie rozprzestrzeniając się poza jego przewód słuchowy, co spowodowało krwawienie.