Olya zawsze marzyła o dużej rodzinie i kiedy adoptowała trojaczki z domu dziecka, była przeszczęśliwa. Ale sąsiedzi, a nawet niektórzy znajomi tylko szydzili: mówili, że sobie nie poradzi, że dzieci z sierocińca są ciężarem i że nie poradzi sobie sama.
Olya nie zwracała na to uwagi, otaczając dzieci miłością i troską, i każdego dnia coraz bardziej przekonywała się o słuszności swojej decyzji.
Miesiąc po adopcji, gdy rodzina dopiero przyzwyczajała się do nowej rutyny, pod jej dom podjechał nagle drogi samochód. Wysiadła z niego nieznajoma kobieta w eleganckim garniturze i przedstawiła się jako prawniczka.