Obaj znajdowali się w zupełnie innych momentach swoich karier. Ali miał za sobą trzyletnią dyskwalifikację spowodowaną odmową odbycia służby wojskowej. Zaczynał się odbudowywać i w latach 1971-73 wygrał 10 walk. Pokonał także Joe Fraziera i dostąpił szansy walki z aktualnym mistrzem wszechwag. Tym był George Foreman.
Zobacz wideoObjawy pojawiały się po morderczych walkach. «Wymarzona śmierć»
«Ostatnia nadzieja»
«Kto mógł pokonać Foremana? Teoretycznie nikt. Ostatnia nadzieja była w Muhammedzie Alim. Gdy przy wielkich fanfarach zakontraktowano ich pojedynek na 30 października 1974 roku w Kinszasie, Ali liczył już 32 lata, natomiast Foreman zaledwie 26. Miał na koncie 40 zwycięstw z rzędu, w tym 37 przed czasem. A Ali? Jeszcze pamiętano, jak rok wcześniej Ken Norton złamał mu szczękę podczas pojedynku w San Diego. Nic więc dziwnego, że zakłady przyjmowano w stosunku 3:1 dla Foremana» — tak w książce „Walki stulecia» wydanej przez SQN pisze Andrzej Kostyra, dziennikarz «Super Expressu» i znawca boksu. Podkreśla, że miejsce pojedynku miało sprzyjać młodszemu o sześć lat Foremanowi.
Do walki doszło w stolicy Zairu [dziś DR Konga – red.]. Nie było w tym przypadku. Organizatorem pojedynku został Don King — jeden z najsłynniejszych promotorów boksu zawodowego w historii. Postać o tyle znana, co kontrowersyjna, która cztery lata swojego życia spędziła za kratkami.
— To King wpadł na pomysł rozegrania pojedynku w Afryce. Alego zafascynował ten pomysł. Powrót do korzeni, sentyment do Czarnej Afryki — to go wzięło. King dogadał się z prezydentem Mobutu, dla którego była to świetna reklama. Tym pojedynkiem żył cały kraj, a Mobutu brylował. W telewizji przed walką pokazywali twarz Mobutu, kamera podjeżdżała coraz bliżej i bliżej. Ten kraj to był Mobutu, Mobutu był bogiem — tak w wywiadzie dla «Gazety Wyborczej» z 2002 roku mówił słynny Angelo Dundee — trener Alego.
Wspomniana przez niego postać Mobutu zapisała się w niechlubnej historii świata. W latach 1965-97 był dyktatorem panującym w Zairze. Władzę zdobył w wyniku zamachu stanu i zcentralizował ją wokół siebie. Trzymał kraj pod butem, a wszelkie próby niesubordynacji były tłumione. Walka dwóch wielkich pięściarzy była więc dla niego okazją do ocieplenia wizerunku.
«Ali, bomaye!»
— Trzeba pamiętać, że było to niedługo po zakończeniu wojny domowej w Zairze. Bieda, bieda i jeszcze raz bieda. Widzieliśmy to jednak tylko zza szyb samochodów. Zaraz po naszym lądowaniu Zairczycy oszaleli na punkcie Alego. Stał się ich ludowym bohaterem, krzyczeli za nim «Ali, bomaye!» — podkreślał Dundee.
To hasło, które w wolnym tłumaczeniu oznaczało «Ali, zabij go». Publiczność zdecydowanie wspierała Alego. «Podniósł pięść odzianą w rękawicę i niczym dyrygent kierował złożonym z aż 62 tysiące osób chórem. Stadion był wypełniony po brzegi. Pustką świeciły tylko najdroższe miejsca — po 180 dolarów, w pobliżu ringu. Za to na trybunach dla nabywców najtańszych biletów ludzie byli stłoczeni jak szprotki w puszce» — wspomina w książce Kostyra.
Tak czy siak — większość ze zgromadzonych kibicowała Alemu. Był dla nich symbolem uciśnionej Ameryki. Foreman kibicom podpadł już po przylocie do Kinszasy. Według Leona Gasta, który nakręcił nagrodzony Oscarem dokumentalny film o pojedynku, przywiózł ze sobą owczarka belgijskiego. To rasa psa, której belgijscy koloniści używali do pilnowania robotników w kongijskich kopalniach.
— Nie przysparzał tym sobie przyjaciół. Nie był złym człowiekiem, o nie. Był po prostu zawodowym pięściarzem. A Muhammad był kimś więcej — tłumaczył Dundee.