Deklaracja właściciela «Paluszków Beskidzkich» po pożarze fabryki poruszyła Polaków. Adam Klęczar zapewnił pracowników, że nikt nie straci pracy ani wynagrodzenia. Załoga zakasała rękawy i firma powoli dźwiga się po kryzysie. «Fakt» zajrzał do wnętrza nowo otwartej hali, gdzie ponownie ruszyła produkcja tych słonych przekąsek!
Właściciel fabryki «Paluszków Beskidzkich» Adam Klęczar w ciągu kilku dni znalazł się na ustach całej Polski. Wszystko za sprawą tragicznego zdarzenia — pożaru zakładu w Malcu pod Oświęcimiem — i tego, jak zachował się w obliczu kryzysu. Zapewnił pracowników, że nikt nie straci pracy ani wynagrodzenia.
Ogień strawił dwie hale produkcyjne. Choć trzecia, największa z nich ocalała, to nie można było od razu wznowić w niej pracy. Produkcję uruchomiono tam po równo miesiącu w poniedziałek, 12 sierpnia. «Fakt» zajrzał do wnętrza fabryki, gdzie produkowane są paluszki, precelki i krakersy marki «Beskidzkie».
Praca wre! Zajrzeliśmy do wnętrza hali, gdzie powstają «Paluszki Beskidzkie»
— Przez cztery tygodnie na hali H9 produkcja była wstrzymana, bo częściowo uszkodził ją pożar. Spaliła się część ściany u samego szczytu, a także taśmociągi, detektory metalu, wagi przelotowe — mówi nam prezes firmy Aksam Adam Klęczar i dodaje: — Załoga pracowała z pełnym poświęceniem i dziś [12 sierpnia — przyp. red.] mogliśmy wznowić tu produkcję. Doszliśmy do około 60-65 proc. wydajności sprzed pożaru.
Jak wylicza, na jednej zmianie pracuje tu kilkadziesiąt osób, a w ciągu doby jest to łącznie około 150 pracowników. Ile paluszków, precelków i krakersów są w stanie wyprodukować?
— Każda linia produkuje od 12 do 14 ton przekąsek na dobę, łącznie mamy cztery linie — odpowiada prezes «Beskidzkich».
Kiedy firma całkowicie podniesie się po pożarze?
— Do pracy będziemy wracać etapowo. Dziś [12 sierpnia — przyp. red.] cieszymy się tym, co udało nam się zrobić przez ostatni miesiąc, ale jutro rano siadamy do kolejnych projektów. Mamy w planach uruchomienie kolejnych linii produkcyjnych — mówi reporterowi «Faktu» wiceprezes firmy Artur Klęczar.
Jak wyjaśnia, w nowo otwartej hali z czasem będą domontowane kolejne maszyny, a tymczasem udało się wynająć halę niedaleko fabryki w Malcu i tam jesienią ma zostać wznowiona produkcja paluszków o smaku sera i cebulki.
— Sukcesywnie krok po kroku będziemy zwiększać produkcję. Myślę, że z początkiem przyszłego roku wrócimy do stanu sprzed pożaru — zdradza «Faktowi» wiceprezes Aksam. To, ile wyniosły straty, wciąż jest przez firmę szacowane.
Emocje wśród załogi wciąż do końca nie opadły. «Jest troszeczkę nerwowo»
Jak przyznaje założyciel «Beskidzkich» Adam Klęczar, cieszy się z uruchomienia hali produkcyjnej w Malcu, z drugiej strony wciąż tkwią w nim obrazy płonącej fabryki i związane z tym emocje.
— Miesiąc przerwy w produkcji dla naszego przedsiębiorstwa to długo. Zanim uruchomiliśmy tę halę, czułem obawy, że półki sklepowe będą całkowicie puste, że naszych produktów zabraknie na dłużej — dopowiada jego syn i wiceprezes firmy Artur Klęczar. — Dziś, kiedy wiem, że jesteśmy w stanie już produkować, czuję ogromną wdzięczność za to, że się udało i za tę falę pomocy, która nas zalała — podkreśla.
— Kiedy wybuchł pożar, byłam na urlopie. Pierwsza myśl: «Trzeba będzie szukać nowej pracy». Każdy ma jakiś kredyt, jakieś zobowiązania finansowe. Baliśmy się, bo nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Za co będziemy żyć, za co utrzymamy rodziny…— wspomina Paulina Nalborczyk (39 l.), która w Aksam pracuje od 1,5 roku.
Czekaliśmy, jak się rozwinie sytuacja. Kiedy szef zapewnił, że nikt nie straci pracy, te emocje się uspokoiły
— dodaje nasza rozmówczyni.
Jak się jednak okazuje, nie opadły one do końca. Wśród załogi wciąż jest jeszcze pewna doza niepewności.
— Na razie jest jeszcze troszeczkę nerwowo. To jest pierwszy dzień, kiedy wróciliśmy do pracy. Musimy opanować nowe maszyny, co na pewno trochę zajmie, ale cieszymy się, że firma się rozwija i będziemy kontynuować produkcję — przyznaje pani Paulina.
Nikt nie został zwolniony, pracowników jest wręcz więcej niż przed pożarem
Zapewnienia firmy o tym, że nikt nie straci pracy — jak podkreśla wiceprezes Aksam Artur Klęczar — są cały czas aktualne. Co więcej, jak wynika z jego szacunków, liczba pracowników fabryki nie tylko nie zmniejszyła się po pożarze, ale wręcz zwiększyła!
— Przed pożarem części osób z rekrutacji zadeklarowaliśmy, że ich zatrudnimy i te deklaracje również były dla nas wiążące — wyznaje Artur Klęczar.
Nocny pożar w Malcu strawił dwie hale produkcyjne
Przypomnijmy, do pożaru, który strawił dwie hale produkcyjne w Malcu, niedaleko Oświęcimia (woj. małopolskie) doszło w nocy z 12 na 13 lipca. Na szczęście, około 100 pracowników, którzy znajdowali się wówczas w zakładzie, udało się bezpiecznie ewakuować.
Choć trzecia, największa z hal produkcyjnych ocalała przed ogniem, dla firmy Aksam — producenta popularnych słonych przekąsek, w tym «Paluszków Beskidzkich» — był to potężny cios. Na pracowników padł blady strach.
Adam Klęczar, właściciel fabryki i prezes firmy, szybko rozwiał ich obawy, zapewniając, że nie będzie zwolnień i mimo zmniejszonej liczby godzin pracy wszyscy otrzymają pełne wynagrodzenie. Te słowa wywołały prawdziwą lawinę zdarzeń.
Internauci pełni podziwu dla takiej postawy zaczęli deklarować chęć wsparcia firmy i w sieci wkrótce pojawiły się zbiórki na odbudowę fabryki. Zarząd Aksam wydał jednak oświadczenie, w którym przestrzegł przed potencjalnymi oszustwami.
Polacy znaleźli więc inny sposób, aby okazać swoją solidarność. Ruszyli do sklepów po «Paluszki Beskidzkie», a niektóre lodziarnie w ramach wsparcia wypuściły nawet lody o smaku tych przekąsek.
/30
Do pożaru, który strawił dwie hale produkcyjne w Malcu, niedaleko Oświęcimia (woj. małopolskie) doszło w nocy z 12 na 13 lipca.
/30
Ogień strawił dwie hale produkcyjne. Choć trzecia, największa z nich ocalała, to nie można było od razu wznowić w niej pracy.
/30
Produkcję paluszków uruchomiono w Malcu po równo miesiącu od pożaru — w poniedziałek, 12 sierpnia. Zajrzeliśmy, do wnętrza fabryki.
/30
Tak powstają «Paluszki Beskidzkie».
/30
Praca ruszyła pełną parą.
/30
Każda linia produkcyjna to od 12 do 14 ton słonych przekąsek na dobę.
/30
Linii produkcyjnych w hali H9 są obecnie cztery.
/30
Oprócz słonych paluszków w tej hali produkowane są też precelki.
/30
Tak powstają precelki «Beskidzkie».
/30
Pracownicy czekali równy miesiąc, by móc wrócić na halę produkcyjną.
/30
— Kiedy wybuchł pożar, byłam na urlopie. Pierwsza myśl: «Trzeba będzie szukać nowej pracy» — wspomina Paulina Nalborczyk (39 l.), która w Aksam pracuje od 1,5 roku. — Czekaliśmy, jak się rozwinie sytuacja. Kiedy szef zapewnił, że nikt nie straci pracy, te emocje się uspokoiły — dodaje nasza rozmówczyni.
/30
W hali H9, oprócz paluszków i precli, produkowane są też krakersy.
/30
Przekąski trafiają do pudełek.
/30
Potem w większych kartonach są rozsyłane do klientów.
/30
Tutaj paczki przekąsek czekają na to, by wyruszyć w dalszą drogę.
/30
— Zanim uruchomiliśmy tę halę, czułem obawy, że półki sklepowe będą całkowicie puste, że naszych produktów zabraknie na dłużej — mówi nam wiceprezes firmy Artur Klęczar.
/30
Jak się okazało, te obawy się nie spełniły. — Dziś, kiedy wiem, że jesteśmy w stanie już produkować, czuję ogromną wdzięczność za to, że się udało i za tę falę pomocy, która nas zalała — przyznaje wiceprezes Aksam Artur Klęczar.
/30
Tak wygląda wnętrze hali prodkcyjnej w Malcu.
/30
Słone przekąski są formowane i wypiekane.
/30
Wypieczone produkty, zanim trafią do opakowań, przechodzą przez ręce pracowniczek i pracowników.
/30
Dopiero na koniec przekąski mogą zostać spakowane.
/30
Przez cztery tygodnie na tej hali produkcja była wstrzymana, bo częściowo uszkodził ją pożar.
/30
— Załoga pracowała z pełnym poświęceniem i dziś mogliśmy wznowić tu produkcję. Doszliśmy do około 60-65 proc. wydajności sprzed pożaru — mówi nam Adam Klęczar, prezes firmy Aksam.
/30
Pracownicy cieszą się, że produkcja została wznowiona, wciąż czuć jednak pewną nerwowość i niepewność.
/30
Muszą oswoić się z nowymi maszynami.
/30
Ślady pożaru fabryki są wciąż dobrze widoczne.
/30
Pożar całkowicie strawił dwie hale. Dach jednej z nich się zawalił.
/30
Tylko trzecią, największą halę udało się strażakom uratować z objęć żywiołu.
/30
Firma powoli dźwiga się po katastrofie.
/30
Pełną produkcję ma osiągnąć z początkiem 2025 r.